Mit. Trzeba kontrolować liczebność populacji

Fakt: Przyroda jest mistrzynią w osiąganiu stanu równowagi i nikt nie zrobi tego lepiej od niej

Populacje wszystkich żywych organizmów dostosowują się do warunków, w których organizmy te żyją. Zwłaszcza w przypadku ssaków i ptaków decydujący wpływ na wielkość populacji mają dwa czynniki: dostęp do pożywienia i dostępność terytorium.

Niechlubnym wyjątkiem jest człowiek. To my jesteśmy najmniej kompetentnym gatunkiem, żeby rościć sobie prawo do kontrolowania czegokolwiek w przyrodzie. Przecież z kontrolą naszej własnej populacji zupełnie sobie nie radzimy.

Współcześnie człowiek wywiera potężną negatywną presję na przyrodę. Jest nas na Ziemi coraz więcej i coraz więcej przestrzeni potrzebujemy nie tylko po to, aby przeżyć. Zagarniamy przestrzeń również po to, aby żyć wygodnie i dostatnio. Utrata siedlisk jest największym zagrożeniem dla większości gatunków ptaków.

Szybki rozwój naszej cywilizacji powoduje, że zabudowujemy, zagospodarowujemy i urbanizujemy coraz większą powierzchnię. Tym samym spychamy dziką naturę w coraz mniejsze i ciaśniejsze wysepki. Musieliśmy nawet wymyślić ‘korytarze ekologiczne’, aby dzikie zwierzęta mogły się takimi korytarzami przemykać z jednej małej dziczy w kolejną, zazwyczaj coraz bardziej odległą. Populacje łosi, wilków, żubrów, rysi, które kiedyś całymi stadami przemierzały obszar tej części Europy, są skazane na życie na coraz mniejszych skrawkach nieucywilizowanej jeszcze przyrody.

Przestrzeń życiową odbieramy nawet ptakom. „Nawet” bo przecież są to stworzenia, która potrafią latać, często wędrują na odległości tysięcy kilometrów.

A przecież populacje niektórych gatunków ptaków stanowią niewielki ułamek swojej wielkości sprzed kilkudziesięciu lat.

Podgorzałka
niegdyś ptak rozpowszechniona w całej Polsce. Doprowadziliśmy do tego, że obecnie jest prawdopodobnie mniej, niż 30 par tej pięknej dzikiej kaczki. Przypada średnio dużo mniej, niż 1 para na 3 powiaty… Czy jesteśmy w ogóle uzmysłowić sobie skalę i szybkość wymierania gatunków w naszym kraju i w naszej części Europy?
Czernica
inna dzika kaczka – w roku 2012 było jej dwa razy mniej, niż w roku 2007
Jarząbek
był dawniej ptakiem rozpowszechnionym w całej Polsce. Obecnie występuje zaledwie na 3 mocno oddalonych od siebie obszarach: w puszczach północno-wschodniej Polski, w Karpatach i w Górach Świętokrzyskich. Jarząbek jest gatunkiem, na który ciągle można polować. Na Podgorzałkę i Krakwę nie poluje się zaledwie od roku 1993.
Drop
Również w roku 1993 zdjęto z listy zwierząt łownych Dropia. Za późno. Ten gatunek już w Polsce wyginął. Tak skutecznie kontrolowaliśmy jego populację. Czy ktokolwiek w Polsce, poza ornitologami, wie jeszcze, jak wygląda Drop?

Wreszcie, niektóre ptaki znajdujące się na liście zwierząt łownych to gatunki wędrowne. Bywają w Polsce jedynie podczas swoich przelotów: jesienią na południe i zachód Europy, wiosną na daleką północ. W jaki sposób można „kontrolować” ich populację? Przecież nie potrafimy ich nawet skutecznie policzyć.

W Polsce występuje ponad 30 tysięcy gatunków zwierząt, w tym 624 gatunki kręgowców. Na liście zwierząt łownych jest ich 30. W jaki sposób możliwe jest to, że natura kontroluje populacje wszystkich pozostałych? Na to pytanie odpowiedz sobie sam, drogi myślący internauto!

MIT. Trzeba polować na ptaki, bo wyrządzają szkody rolnicze

Fakt: Nie wiadomo, czy faktycznie wyrządzają, a jeśli tak, to na jaką skalę.

Szkody wyrządzone przez dzikie ptaki nie są objęte systemem odszkodowań. Nie wypłaca ich ani Skarb Państwa, ani myśliwi. Oczywiście, argument o wypłacaniu odszkodowań usłyszymy z ust myśliwych bardzo często, ale nie dajmy się zwieść. Koła łowieckie wypłacają odszkodowania jedynie za szkody spowodowane przez gatunki jeleniowate i przez dziki. Skarb Państwa, na podstawie ustawy o ochronie przyrody wypłaca odszkodowania za niektóre ssaki objęte ochroną (rysie, wilki, niedźwiedzie). Ale prawo pomija odszkodowania wyrządzone przez dzikie ptaki.

A żeby stwierdzić, iż faktycznie mamy do czynienia z problemem, szkody to powinny być zgłaszane i wyceniane przez zawodowców, np. rzeczoznawców. Wtedy dopiero poznalibyśmy skalę takich szkód. Naszym zdaniem mamy do czynienia ze zjawiskiem marginalnym. Po pierwsze nie dotyczy on większości ptaków łownych. Bo jakie szkody może wyrządzić dzika kaczka, Jarząbek albo Słonka?

Prawdopodobnie dochodzi do przypadków podjadania na polach oziminy przez wędrujące lub zimujące gęsi. Trzy gatunki gęsi znajdujące się na liście ptaków łownych stanowią ok. 1/5 składu tej listy. Do takich zdarzeń dochodzić może jedynie na szlakach przelotu lub żerowania dużych stad gęsi. Dzieje się to często w pobliżu ptasich ostoi, czy parków narodowych. To być może jeden, może kilka procent powierzchni całego kraju. Z taką skalą problemu możemy sobie z łatwością poradzić. Wystarczy w odpowiedni sposób planować użytkowanie pól, lub przeznaczać dla gęsi tzw. pola zastępcze. Nasi zachodni sąsiedzi świetnie sobie z tym poradzili, dlaczego nie możemy i my?

Tymczasem opowieści o tym jak poważny jest to problem w skali całego kraju możemy odłożyć między bajki.

MIT. BO MY – MYŚLIWI – DOKARMIAMY ZWIERZĘTA

Fakt: Dokarmianie szkodzi przyrodzie i rolnikom


Owszem, myśliwi dokarmiają zwierzęta, nawet całkiem intensywnie. Ale robią to w swoim własnym interesie – po to, aby móc później do nich strzelać. Gdyby ich nie dokarmiali, zwierząt łownych faktycznie byłoby mniej. Tymczasem dokarmiając zwierzęta, myśliwi wyrządzają naturze krzywdę. Zimy są zawsze naturalnym i brutalnie skutecznym selekcjonerem w przyrodzie. Chore i słabe zwierzęta nie przetrwają mroźnej zimy. Przeżyją ją natomiast te najsilniejsze. Zgodnie z zasadami ewolucji, tylko one przekażą geny kolejnym pokoleniom, doprowadzając do tego, że potomstwo narodzi się jedynie z najdzielniejszych / najsilniejszych / najmądrzejszych rodziców.

Przez dokarmianie zwierząt doprowadza się do nadmiernego wzrostu populacji jeleniowatych, a ich nienaturalnie duża liczba powoduje, że cierpią na tym nasze lasy, które stanową podstawę ich pożywienia.

Dokarmiane zimą stada dzików nie tylko wychodzą do ludzkich osiedli, ale także w niektórych regionach Polski sieją spustoszenie zadeptując gniazda ptaków, które lęgną się na ziemi. Płody rolne używane przy dokarmianiu (jak marchew) oswajają dziki z tym rodzajem karmy, zachęcając je do powrotu na pola rolników.

Pomijając wszystko inne, dokarmianie przez myśliwych nie dotyczy w żadnym stopniu dzikich ptaków, bo dzikich ptaków na dużą skalę dokarmiać się nie da, chyba, że w karmniku na balkonie!

MIT. POLUJEMY, BO TO TRADYCJA

Fakt: nasze poglądy ewoluują i wiele przeszłych tradycji oceniamy dziś negatywnie

Publiczne egzekucje też kiedyś były tradycją. Kobiety tradycyjnie, aż do XX wieku, nie miały praw wyborczych. A niewolnictwo było tradycją od początków cywilizacji aż do połowy XIX wieku. O niektórych tradycjach warto jak najszybciej zapomnieć.

Nawet w środowisku myśliwych toczy się dyskusja dotycząca polskiej tradycji myśliwskiej. Zacytujmy zdanie samych myśliwych:

Warto zadać sobie pytanie, czy cała ta panująca w Polsce ideologia myśliwska jest naprawdę nasza? Oczywiście nie. Tradycję tę przeszczepił na grunt polski August II Mocny, a utrwalił jego syn August III. Ten saski model łowiectwa bardzo się spodobał ówczesnej polskiej elicie i został powszechnie zaakceptowany. To wtedy zaczęto polować dla czystej przyjemności i mieć w pogardzie „mięsiarzy” (polujących dla zdobycia jedzenia). Z tamtych czasów pochodzą opisy barbarzyńskich polowań przypominających masakrę, a idolem szlacheckich tłumów została taka kreatura jak Karol Radziwiłł „Panie Kochanku”, podobno znakomity myśliwy. W parze z tym szła ostentacyjna pobożność myśliwych i rozdęty do śmieszności kult św. Huberta.

Brać Łowiecka 1/2010

Tyle o swojej tradycji myśliwi. A św Hubert?

Hubert urodził się w 655 roku w Gaskonii, był potomkiem królewskiego rodu Merowingów. Zamiłowanie do polowania odziedziczył po swoim ojcu. Młody Hubert najwięcej czasu spędzał w lasach, gdzie nieustannie polował, łowiectwo było jego pasją. Ponoć prowadził także swobodne, wręcz hulaszcze życie. Tak było do roku 695, kiedy polując w Górach Ardeńskich, nie bacząc na nic, w sam Wielki Piątek napotkał białego jelenia z promieniejącym krzyżem w wieńcu. Miał wtedy usłyszeć głos Stwórcy ostrzegający go za jego niepohamowaną pasję i nakazujący mu udać się do Lamberta – biskupa Maastricht – Tongres. Przejęty objawieniem, czyni jak mu głos nakazał. (za: wikipedia)

Jelenia nie zabił.

Żal nam św. Huberta, bo nie może zaprotestować przeciwko wykorzystywaniu swojego kultu w tak absurdalny sposób, jako uzasadnienie morderczych żądz. I powiązanie tego z wiarą w Boga.